czwartek, 14 lipca 2011

Donosicielka

W każdej pracy znajdzie się jakaś gnida która to MUSI ale to koniecznie MUSI podzielić się z szefem swoimi spostrzeżeniami na temat kolegów.

U mnie w pracy też taki agent 007 jest (a raczej może agentka) i pewnie nie ona jedna. Zawsze o tym wiedziałam ale teraz jestem bogatsza o wiedzę kto jest owym "życzliwym".

No i wiadomo najciemniej pod latarnią - donoszącą okazuje się koleżanka, która dla mnie była poza wszelkim podejrzeniem bo po pierwsze pracujemy obie najdłużej, zawsze wydawała mi się szczera i życzliwa, ale okazuje się że owszem jest życzliwa ale inaczej.

Szanowna koleżanka sukcesywnie, cyklicznie i namiętnie donosi szefowi, że Gośka (tzn. mła) spóźnia się do pracy i że koniecznie ale to koniecznie należy coś z tym zrobić bo tak nie może być.

Oczywiście prawdą jest że Gośka się spóźnia ale nie więcej i częściej niż inni i spóźnienia oscylują około góra 10 minut. Tak wiem nie jest to co prawda żadnym usprawiedliwieniem, ale nie jest to też powód do tego aby złośliwie o tym donosić podczas kiedy inni też nie są bez winy.

Mam kilka pomysłów racjonalizatorskich jak dopiec agentowi bo przyznanie się, iż wiem że to ona zajmuje się przekazywaniem dobrych nowin przełożonemu nie wchodzi w rachubę z prostej przyczyny - wiedzę ową posiadam od innej koleżanki która była świadkiem dialogu (rozmawiający nie mieli pojęcia że słyszy ich osoba trzecia) przełożonego który się skarżył i prosił o poradę innego pracownika co on ma zrobić bo G. ciągle go naciska aby podjął jakieś działania w sprawie spóźnień Gośki.

Przy najbliższej sprzyjającej okazji do "szczerej" rozmowy zwierzę się gnidzie, że mamy w pracy donosiciela który nadaje szefowi i nie pożałuję epitetów z grubej rury typu franca, gnida, świnia nie mówiąc już o gorszych określeniach których z racji tego że są dużo brzydsze tutaj nie przytoczę.

Oczywiście zrobię to zupełnie bezkarnie z czystym sumieniem i dziką satysfakcją bo przecież ona nie wie że JA WIEM i będzie musiała wysłuchać kilku przykrych słów na swój bądź co bądź temat.

Po krótkim przemyśleniu postanowiłam że nie będzie to kilka słów, wyrzucę z wątroby tyradę wulgaryzmów a co sobie będę żałować!!!!!!

poniedziałek, 11 lipca 2011

Cisza nocna

Cisza nocna jak wiadomo i jak mówią dobre obyczaje obowiązuje, ale nie dotyczy to wszystkich i okresów letnich gdzie okna ze względu na temperatury są zazwyczaj otwarte i w dzień i w nocy, gdzie moim młodocianym sąsiadom z naprzeciwka pić i bawić się chce i mają w dupie innych okolicznych sąsiadów którzy być może nie wszyscy mają urlop i przyjemność słuchania w porze nocnej jak to młodzież się wspaniale bawi.

Balanga, kłótnie i awantury koniecznie w godzinach 19:00 do 5:00 rano trwa dotąd aż towarzystwo o 5:00 rano właśnie pokotem zasypia bo do pracy chyba nie muszą się wybierać w przeciwieństwie do mieszkańców kamienicy którzy chcąc nie chcąc w „pysznej” zabawie udział brać musieli.

Na czym polega taka zabawa i maraton picia …. no przede wszystkim na głośnym zachowaniu i rozmowie jeśli rozmową można nazwać stek przekleństw (pewnie z braku zasobu słów), wyrzucaniem opróżnionych butelek przez okno, dla hecy wyjście przed blok gdzie jeden z uczestników na środku ulicy robi pompki a pozostali w oknie mu dopingują oczywiście w towarzystwie śmiechów, soczystej polszczyzny lub raczej łaciny i temu podobnych zabawach i pomysłach powstałych raczej w chorych umysłach.

Nie żeby mi to specjalnie przeszkadzało, bo jestem „letkawo” głucha i owe hałasy kompletnie mi nie przeszkadzają w oglądaniu telewizji czy zapadnięciu w sen.

Ale nie wszyscy mają takie szczęście (kto by pomyślał że głuchota może być szczęściem) i mój osobisty maużon do tych szczęściarzy niestety nie należy on bidulek słyszy nawet jak sąsiadka za ścianą  się wydziera na córkę a co dopiero jak upadła młodzież balanguje i to w godzinach ciszy nocnej.

Po powrocie z pracy mój maużon zdaje mi relacje co i jak się działo u sąsiadów z naprzeciwka a ja robię wielkie oczy i dziwię się bo po pierwsze nic nie słyszałam a po drugie to przecież tacy porządni ludzie!!!!!

W związku z tym stanowczo protestuję bo tylko dlatego, iż moja połowa ma lepszy słuch muszę spać przy zamkniętym szczelnie oknie co niestety właśnie wtedy zakłóca mój sen i proponuję przyłączyć się do zabawy np. w rzucanie pustych butelek w okna rozbawionego towarzystwa.

Myślę, że bardzo by im się to spodobało …… a może nawet przyłączyli by się do zabawy…..

środa, 6 lipca 2011

Dieta cud

Tytuł nie podaje bynajmniej wcale przepisu na dietę cud ale na cud jaki zrzucenie wagi potrafi uczynić.

Spotkałam znajomą której nie widziałam całą zimę kiedy to zrzuciła 14 kg ….. o jeżu wygląda ślicznie!!!!!! zmieniła się na zdecydowaną korzyść.

Aż mi się głupio zrobiło bo w zeszłym roku kiedy to ja właśnie byłam na diecie zachwalałam jej cuda jakie czyni dieta i samopoczucie po niej a teraz co!!!! przybyło mi znowu 4 kg a ona zrzuciła prawie cały zbędny balast tylko siłą woli i samozaparcia bez niczyjej pomocy.

Chyba muszę się pokajać i coś robić z tymi 4 kg – nie chce ktoś przypadkiem dodatkowych 4 kg chętnie oddam w promocji za darmo!!!!

Tak poza tym to (nie ma się czym chwalić) ale Gwiazda niestety nie otrzymała promocji do następnej klasy w związku z czym musiała zmienić szkołę.

Dlaczego??? bo w starej szkole (konkretnie to w jej klasie właśnie) został wprowadzony eksperymentalnie system modułowy który to kompletnie się nie sprawdził.

Ponad połowa klasy nie poradziła sobie i nie zaliczyła roku.

W tym roku szkolnym w planach było wprowadzenie owego systemu także w innych klasach czy zostanie nie wiem, bardzo możliwe, że nie bo chyba jednak się nie sprawdził ale na wszelki wypadek Gwiazda przeniosła się do Liceum Ekonomicznego.

Oczywiście eksperymentalny system nie jest żadnym wytłumaczeniem na okoliczność nie zaliczenia roku przez Gwiazdę bo nie ma co ukrywać Gwiazda  się nie uczyła, olewała szkołę a sporny system był tylko wytłumaczeniem dla jej lenistwa.

Czy w nowej szkole coś się zmieni….. czas pokaże.